poniedziałek, 1 czerwca 2015

"Ryby... i inne zjawiska pogodowe!" – relacja z turnieju Mordheim.



 31 Maja odbył się w Warszawie turniej Mordheim "Ryby... i inne zjawiska pogodowe!". 

Organizatorami imprezy był klub Dębowa Tarcza, który od lat prężnie działa w „mieście potępionych”. Byłem kiedyś członkiem tego zaszczytnego klubu (w czasach kiedy powstawał) ale później nasze drogi się rozeszły. Nigdy jednak nie zrezygnowałem z Mordheim i gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłem odwiedzić starych znajomych.

Na turniej wybrałem się z moją bandą Orków i Goblinów. Wystawiłem standardową dla mnie rozpiskę, którą grywam w kampaniach z Gamoniami.

Boss – miecz i topór
Shaman – miecz
Big Un – topór i maczuga
Big Un – maczuga i topór
2x Goblin – krótki łuk
Goblin – maczuga
Troll

Rating 115 koszt: 499

Czy to dobra rozpiska? Pewnie nie. Tym bardziej na turniej, ale nie miałem czasu na testowanie czegoś innego. Plusem tej rozpiski jest to, że Troll nigdy nie ginie „na amen”, więc spokojnie można go pchać w najgorszy kocioł. 2 łuki na goblinach to raczej taki straszak niż realne zagrożenie a trzeci goblin to mięso armatnie a nie wojownik …



W każdym razie przybyłem na turniej z nastawieniem na dobrą zabawę i walkę o przedostatnie miejsce ;)

Spróbuję zrelacjonować teraz przebieg turnieju. Ostrzegam: będę mówił z głowy, czyli z niczego i mogę nie wszystko dobrze pamiętać.

1 Bitwa z Bestiami Bartka.

Dzień przed turniejem patrzyłem na zgłoszenia (rasy i ratingi) i pomyślałem sobie: „ Obym nie trafił na te bestie z podobnym do mnie ratingiem bo na pewno przegram …” Oczywiście wykrakałem … Przeciwnik miał watahę (dosłownie) bestii: Komplet 5 herosów, 2 gory, 2 ungory i 4 psy… 13 bestii przeciw moim 8.  Ustawienie i scenariusz był na moją korzyść. 5 znaczników wyrdstona było zdecydowanie bliżej mnie a wydarzeniem losowym był tytułowy deszcz ryb. Ryby spadały z nieba i mogły zrobić każdej postaci coś przykrego np. jeden z psów został zagryziony przez szczupaka ! Były też smaczne rybki, które bustowały postacie.  Nie ma co się rozpisywać: gra wyglądała tak, że przez pierwsze tury zbierałem rozrzucony wyrdstone a potem przyjąłem na siebie szarżę rozbestwionych bestii. Bartek stłukł mnie z łatwością i po śmierci szamana, goblinów i big una poddałem się. Jakieś tam punkciki dostałem, za zebrane wyrdstony, kasy zarobiłem całkiem sporo dzięki złapanym rybom ale musiałem ją wydać na odkupienie Szamana … 

2 Bitwa z Siostrami Sigmara Skavenblight.

Wylądowałem na ostatnim stole (jeszcze długo miałem go okupować ) i miałem zagrać z najładniejszą bandą na turnieju. Skavenblight wystawiała sporo siostrzyczek (nie pamiętam ile) i ogra najemnika. Scenariusz polegał na okupowaniu 5ciu domków do ósmej tury. Wydarzeniem „turniejowym” była powódź. Z każdą turą poziom wody się podnosił, kto stał na ziemi w 8 turze ten utonął.  Plan był prosty: zagrać asekuracyjnie na wynik około remisowy. Nie miałem co się pchać do walki skoro scenariusz niejako wymagał wspinanie się na piętra a podnosząca się woda ograniczała ruch. Zająłem więc 2 domki ze schodami (bo gdzie indziej wlazłby Troll??) i ruszyłem przyblokować jeden z dwóch domków Skavenblight.
„Piąty” domek, który teoretycznie decydował o wyniku bitwy, był bez schodów czy drabiny i nikt go nie zajął. Udało mi się przyblokować jeden domek siostrom (choć nie było łatwo – straciłem po drodze Szamana(!) i goblina) natomiast Skavenblight wbiła się po kładce na jeden z moich domków. Remis (mieliśmy oboje po jednym domku) z przewagą dla Skavenblight za zabitych zielonoskórych. Ciekawostka: chyba wszystkie straty, poza goblinem zabitym przez ogra, zadały mi proce trafiając krytykami …


3 Bitwa z Marienburgiem Nahara.

W poprzedniej bitwie zarobiłem grosze. Dokupiłem trochę sprzętu, nająłem orka zamiast goblinów i tyle. Z dobrych wieści to mój Big Un, któremu kupiłem wcześniej kusze dostał skilla „Quick Shot”. Naprzeciw mnie miałem hordę portowych oprychów. 16 marienburgczyków (3 kusze, dwa garłacze multum pałek i sztyletów) pod wodzą weterana potyczek w Mordheim Nahara. Na szczęście scenariusz, który mieliśmy do rozegrania to zwykła sieczka do wybicia. Dzięki temu mogłem spokojnie schować się na parterze jednego z domków (znowu ostatni stół) i czekać na dzielnych marynarzy. O dziwo jak doszło do walki szło mi całkiem nieźle. Troll zarzygał czarnoksiężnika, kilku oprychów powalili moi orkowie. Niestety przewaga liczebna przeciwnika  ostatecznie przeważyła szale zwycięstwa. Nie pomogły nawet szalone szarże Nahara z drugiego piętra na moich orków (obie nie udane, w tym jedna zakończona zgonem). Przegrałem chyba do zera, ponieważ punktowani byli tylko zabici bohaterowie a ja zabiłem stronników i najemnika.  
  
4 Bitwa z Karnawałem Chaosu Aniollecha

Cóż mogę napisać o tej bitwie? Jeśli ja narzekałem na straty (praktycznie co bitwa musiałem kogoś odkupywać) to nie wiem co bym mówił na miejsciu Aniollecha … Do bitwy przeciw mnie wystawił tylko dwóch Tainted One, wóz i dwa przesłodkie nurgliny … Scenariusz polegał na wyławianiu wyrdstonów z zamarzniętego jeziora. Wyłowiłem jeden kawałek ale jako, że wiązało się to z pewnym ryzykiem, dałem sobie z tym spokój i ruszyłem na wroga.  Walka była zacięta ale krótka. Po dużych stratach Aniollech zamknął teatrzyk i sobie zwiał. Zostawił mi jednak po sobie pamiątkę: zaraził mi dwóch bohaterów (i znowu Szaman) i goblina Zgnilizną Nurgla. Od tej pory musiałem przed bitwą testować Wytrzymałość (przy porażce tracili jeden punkt Wytrzymałości). Pierwsze zwycięstwo dało nadzieję, że jednak nie będę ostatni.

5 Bitwa z Orkami Ulryka.

Kolejny przeciwnik mocno pokiereszowany w poprzednich bitwach. Strat miał tak dużo, że postanowił zresetować bandę. Na ostatnią bitwę turnieju wystawił Bossa, Szamana, Trolla, Pit Fightera i morze orków. Ja trochę odrobiłem dotychczasowe straty i kupiłem kolejnego orka.  Zapowiadał się wyrównany pojedynek (co z tego, że miałem rozwiniętą bandę skoro większość rozwinięć to +1 LD,  +1 I itp.) a o wyniku mógł zadecydować scenariusz. W tej bitwie po drugiej turze z losowej strony nadciągała zabójcza dla wszystkich mgła. Kluczowym w tej bitwie było, by nie iść tą stroną z której mgła zacznie nadciągać ;) Ulryk pechowo wybrał złą stronę i już od drugiej tury mgła deptała mu po piętach. Nie zdana głupota trolla i kilka animozji orków wcale nie pomagała. Gdy doszło do walki na środku stołu, pewne było, że mgła zaraz kogoś dosięgnie. Mgła pochłonęła mojego Big Una z kuszą i orka Ulryka (który przez animozje bił się z Pit Fighterem ) W walce udało mi się zabić jeszcze kilka orków i Ulryk nie zdał Rout Testu (chyba nawet pierwszego).  Druga wygrana, głównie dzięki pechowi przeciwnika.

Ostatecznie zająłem 11 miejsce na 14 uczestników, co jest jak dla mnie dobrym wynikiem.  Biorąc pod uwagę, że grywam w Mordheim „od święta” a zasady turnieju czytałem w drodze na turniej, nie mogłem oczekiwać lepszego rezultatu. Organizacyjnie Dębowa Tarcza jak zwykle nie zawiodła i wszystko było super. Jedyne co pozostawia jakiś tam niesmak to ogólna formuła turniejów Mordheim. Turniej w postaci kampanii, gdzie np. gracz traci pół bandy i potem przez resztę turnieju nie może jej odkupić jest troszkę słabe. Chodzi mi tylko o kwestie „sprawiedliwej” turniejowej rywalizacji. Pewnie jest tak, że wynik pierwszej bitwy ma bardzo duży wpływ na ostateczną klasyfikację. 

Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są zasady turniejów stosowane w Blood Bowl (który jest dość podobny do Mordheim jeśli chodzi o ligii/kampanie) ale to tylko moje skromne zdanie.