31 Maja odbył się w Warszawie turniej
Mordheim "Ryby... i inne zjawiska pogodowe!".
Organizatorami imprezy
był klub Dębowa Tarcza, który od lat prężnie działa w „mieście potępionych”.
Byłem kiedyś członkiem tego zaszczytnego klubu (w czasach kiedy powstawał) ale
później nasze drogi się rozeszły. Nigdy jednak nie zrezygnowałem z Mordheim i
gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłem odwiedzić starych znajomych.
Na turniej wybrałem się z moją bandą
Orków i Goblinów. Wystawiłem standardową dla mnie rozpiskę, którą grywam w kampaniach
z Gamoniami.
Boss – miecz i topór
Shaman – miecz
Big Un – topór i maczuga
Big Un – maczuga i topór
2x Goblin – krótki łuk
Goblin – maczuga
Troll
Rating 115 koszt: 499
Czy to dobra rozpiska? Pewnie nie. Tym
bardziej na turniej, ale nie miałem czasu na testowanie czegoś innego. Plusem
tej rozpiski jest to, że Troll nigdy nie ginie „na amen”, więc spokojnie można
go pchać w najgorszy kocioł. 2 łuki na goblinach to raczej taki straszak niż
realne zagrożenie a trzeci goblin to mięso armatnie a nie wojownik …
W każdym razie przybyłem na turniej z nastawieniem
na dobrą zabawę i walkę o przedostatnie miejsce ;)
Spróbuję zrelacjonować teraz przebieg
turnieju. Ostrzegam: będę mówił z głowy, czyli z niczego i mogę nie wszystko dobrze pamiętać.
1 Bitwa z Bestiami Bartka.
Dzień przed turniejem patrzyłem na zgłoszenia (rasy i ratingi) i pomyślałem
sobie: „ Obym nie trafił na te bestie z podobnym do mnie ratingiem bo na pewno przegram
…” Oczywiście wykrakałem … Przeciwnik miał watahę (dosłownie) bestii: Komplet 5
herosów, 2 gory, 2 ungory i 4 psy… 13 bestii przeciw moim 8. Ustawienie i scenariusz był na moją korzyść. 5
znaczników wyrdstona było zdecydowanie bliżej mnie a wydarzeniem losowym był
tytułowy deszcz ryb. Ryby spadały z nieba i mogły zrobić każdej postaci coś
przykrego np. jeden z psów został zagryziony przez szczupaka ! Były też smaczne
rybki, które bustowały postacie. Nie ma
co się rozpisywać: gra wyglądała tak, że przez pierwsze tury zbierałem
rozrzucony wyrdstone a potem przyjąłem na siebie szarżę rozbestwionych bestii.
Bartek stłukł mnie z łatwością i po śmierci szamana, goblinów i big una
poddałem się. Jakieś tam punkciki dostałem, za zebrane wyrdstony, kasy
zarobiłem całkiem sporo dzięki złapanym rybom ale musiałem ją wydać na odkupienie
Szamana …
2 Bitwa z Siostrami Sigmara Skavenblight.
Wylądowałem na ostatnim stole (jeszcze długo miałem go okupować ) i
miałem zagrać z najładniejszą bandą na turnieju. Skavenblight wystawiała sporo
siostrzyczek (nie pamiętam ile) i ogra najemnika. Scenariusz polegał na
okupowaniu 5ciu domków do ósmej tury. Wydarzeniem „turniejowym” była powódź. Z
każdą turą poziom wody się podnosił, kto stał na ziemi w 8 turze ten utonął. Plan był prosty: zagrać asekuracyjnie na wynik
około remisowy. Nie miałem co się pchać do walki skoro scenariusz niejako
wymagał wspinanie się na piętra a podnosząca się woda ograniczała ruch. Zająłem
więc 2 domki ze schodami (bo gdzie indziej wlazłby Troll??) i ruszyłem
przyblokować jeden z dwóch domków Skavenblight.
„Piąty” domek, który
teoretycznie decydował o wyniku bitwy, był bez schodów czy drabiny i nikt go
nie zajął. Udało mi się przyblokować jeden domek siostrom (choć nie było łatwo –
straciłem po drodze Szamana(!) i goblina) natomiast Skavenblight wbiła się po
kładce na jeden z moich domków. Remis (mieliśmy oboje po jednym domku) z
przewagą dla Skavenblight za zabitych zielonoskórych. Ciekawostka: chyba
wszystkie straty, poza goblinem zabitym przez ogra, zadały mi proce trafiając
krytykami …
3 Bitwa z Marienburgiem Nahara.
W poprzedniej bitwie zarobiłem grosze. Dokupiłem trochę sprzętu, nająłem
orka zamiast goblinów i tyle. Z dobrych wieści to mój Big Un, któremu kupiłem
wcześniej kusze dostał skilla „Quick Shot”. Naprzeciw mnie miałem hordę
portowych oprychów. 16 marienburgczyków (3 kusze, dwa garłacze multum pałek i
sztyletów) pod wodzą weterana potyczek w Mordheim Nahara. Na szczęście scenariusz,
który mieliśmy do rozegrania to zwykła sieczka do wybicia. Dzięki temu mogłem
spokojnie schować się na parterze jednego z domków (znowu ostatni stół) i
czekać na dzielnych marynarzy. O dziwo jak doszło do walki szło mi całkiem
nieźle. Troll zarzygał czarnoksiężnika, kilku oprychów powalili moi orkowie.
Niestety przewaga liczebna przeciwnika ostatecznie przeważyła szale zwycięstwa. Nie
pomogły nawet szalone szarże Nahara z drugiego piętra na moich orków (obie nie
udane, w tym jedna zakończona zgonem). Przegrałem chyba do zera, ponieważ
punktowani byli tylko zabici bohaterowie a ja zabiłem stronników i najemnika.
4 Bitwa z Karnawałem Chaosu Aniollecha
Cóż mogę napisać o tej bitwie? Jeśli ja narzekałem na straty
(praktycznie co bitwa musiałem kogoś odkupywać) to nie wiem co bym mówił na
miejsciu Aniollecha … Do bitwy przeciw mnie wystawił tylko dwóch Tainted One,
wóz i dwa przesłodkie nurgliny … Scenariusz polegał na wyławianiu wyrdstonów z
zamarzniętego jeziora. Wyłowiłem jeden kawałek ale jako, że wiązało się to z
pewnym ryzykiem, dałem sobie z tym spokój i ruszyłem na wroga. Walka była zacięta ale krótka. Po dużych
stratach Aniollech zamknął teatrzyk i sobie zwiał. Zostawił mi jednak po sobie pamiątkę:
zaraził mi dwóch bohaterów (i znowu Szaman) i goblina Zgnilizną Nurgla. Od tej
pory musiałem przed bitwą testować Wytrzymałość (przy porażce tracili jeden
punkt Wytrzymałości). Pierwsze zwycięstwo dało nadzieję, że jednak nie będę
ostatni.
5 Bitwa z Orkami Ulryka.
Kolejny przeciwnik mocno pokiereszowany w poprzednich bitwach. Strat miał tak dużo, że postanowił zresetować
bandę. Na ostatnią bitwę turnieju wystawił Bossa, Szamana, Trolla, Pit Fightera
i morze orków. Ja trochę odrobiłem dotychczasowe straty i kupiłem kolejnego
orka. Zapowiadał się wyrównany pojedynek
(co z tego, że miałem rozwiniętą bandę skoro większość rozwinięć to +1 LD, +1 I itp.) a o wyniku mógł zadecydować
scenariusz. W tej bitwie po drugiej turze z losowej strony nadciągała zabójcza
dla wszystkich mgła. Kluczowym w tej bitwie było, by nie iść tą stroną z której
mgła zacznie nadciągać ;) Ulryk pechowo wybrał złą stronę i już od drugiej tury
mgła deptała mu po piętach. Nie zdana głupota trolla i kilka animozji orków
wcale nie pomagała. Gdy doszło do walki na środku stołu, pewne było, że mgła
zaraz kogoś dosięgnie. Mgła pochłonęła mojego Big Una z kuszą i orka Ulryka
(który przez animozje bił się z Pit Fighterem ) W walce udało mi się zabić
jeszcze kilka orków i Ulryk nie zdał Rout Testu (chyba nawet pierwszego). Druga wygrana, głównie dzięki pechowi
przeciwnika.
Ostatecznie zająłem 11 miejsce na 14 uczestników, co jest jak dla mnie
dobrym wynikiem. Biorąc pod uwagę, że
grywam w Mordheim „od święta” a zasady turnieju czytałem w drodze na turniej,
nie mogłem oczekiwać lepszego rezultatu. Organizacyjnie Dębowa Tarcza jak
zwykle nie zawiodła i wszystko było super. Jedyne co pozostawia jakiś tam
niesmak to ogólna formuła turniejów Mordheim. Turniej w postaci kampanii, gdzie
np. gracz traci pół bandy i potem przez resztę turnieju nie może jej odkupić
jest troszkę słabe. Chodzi mi tylko o kwestie „sprawiedliwej” turniejowej rywalizacji.
Pewnie jest tak, że wynik pierwszej bitwy ma bardzo duży wpływ na ostateczną
klasyfikację.
Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są zasady turniejów stosowane w Blood
Bowl (który jest dość podobny do Mordheim jeśli chodzi o ligii/kampanie) ale to
tylko moje skromne zdanie.